Dolegliwości: Chroniczne stany zapalne zatok i infekcje powodujące ciągłe odchrząkiwanie i odpluwanie, chroniczna infekcja czubka nosa.

Moją bolączką były chroniczne stany zapalne i infekcje zatok. Stale ściekał z nich śluz, głównie po lewej stronie. Było to szalenie uciążliwe gdyż wciąż musiałem odchrząkiwać i spluwać. Dodatkowo dręczyło mnie również przewlekłe zapalenie czubka nosa, który przybierał szkarłatny kolor.

Doktor rodzinna rozkładała ręce. Podejrzewam, że uważała mnie za ostro pijącego, chociaż jestem abstynentem. Są to może nieco humorystyczne aspekty wynikające z moich przypadłości, ale w życiu codziennym nie było mi wesoło.

Chodziłem po pomoc od lekarza do lekarza, od szpitala do szpitala. W klinice „Mount Sinai” prześwietlono mnie szczegółowo, dodatkowo zbadał mnie specjalista i nic nie znalazł. Trafiłem nawet do alergologa, znów odbyłem prześwietlenia i na zdjęciach wszystko było w porządku, a z moich zatok wciąż ciekło jak z zepsutego kranu. Kolejny szpital „St. Joseph”, kolejny specjalista, który zlecił tym razem prześwietlenie warstwowe…po czym diagnozy nadal nie było, gdyż na kliszach wszystko wyglądało normalnie. Koniec końców specjalista zaproponował mi operację. Nie mówił jaką, tylko zapewnił, że będę zdrowy jak niegdyś. Tymczasem po tym działaniu było jeszcze gorzej. Dopiero później dowiedziałem się co chirurg zrobił. Otóż w nosie znajdują się takie garbki, które pomagają w zimie ogrzewać wdychane powietrze, a w lecie oziębiają. Operujący pościnał mi te naturalne wybrzuszenia i zrobił mi proste, gładkie kanały nosowe. No i w efekcie nic się nie polepszyło, a czubek nosa czerwieniał jeszcze bardziej.

Teraz jak w okolicy były np. jakieś pyłki to przy wdechu wciągałem je pełną strugą i dopiero cierpiałem. Z nosa lało się równo a w zimie przy mrozie każdy oddech był jak szpila w mózg. Powędrowałem do kolejnego alergologa i przez rok byłem faszerowany nowymi zastrzykami, absolutnie bez dobrego efektu. Więc znów inny laryngolog…badania, badania i nic nie znajdowali. A mnie wciąż tworzył się naciek, gdzieś między nosem i podniebieniem, więc stale odchrząkiwałem, odpluwałem i zużywałem stosy chusteczek higienicznych. Ostatnim ratunkiem miał być jakiś spray nowej generacji, który miałem wtryskiwać do nosa przed snem, ale nic a nic nie działał.

Acha – ci wcześniejsi lekarze zalecali mi też smarowanie olejkiem „castor oil” czyli rycynowym, lecz w wersji nieco gęściejszej. Wszystkie te mikstury pomagały tylko chwilowo i bardzo szybko moje zdrowie wracało do stanu początkowego.

Jedną z teorii było tez podejrzenie o pleśń z roślin domowych, która miała atakować moje zatoki. Musiałem więc wyrzucić wszystkie kwiaty, a następstw zdrowotnych nie uzyskałem. Aż wreszcie, w tej mojej wędrówce W STRONĘ ZDROWIA, trafiłem do pana Wiesława Jarosławskiego. Odbyłem dwanaście energetycznych sesji leczniczych, po których poczułem się dobrze a nawet doskonale. Nareszcie, w wieku 77 lat (oj, długo czekałem na taką pomoc!), wszystkie moje przypadłości nosowo-zatokowe zniknęły. Jak mówi żona: jestem nie tym samym człowiekiem. Nie ma śladu katarów, flegmy, konieczności stałego oczyszczania nosa, który nareszcie przestał czerwienieć (!!!). Oddycham lekko, z ogromną ulgą, wręcz przyjemnością i żadne podrażnienia już nie występują. Moja wdzięczność nie ma granic

Dziękuję z głębi serca;
Bronislaw S.
Etobicoke, 20.11.2007.