Dolegliwości: Paraliżujące bóle pleców po wypadku na rowerze (20 lat temu), początki paraliżu obu nóg, depresja.

...Jako nastolatek w czasie szalonego pędu rowerowego, uległem poważnej kraksie. Miałem wtedy trzynaście lat i zupełny brak instynktu samozachowawczego. Na wąskim mostku zderzyłem się czołowo ze szkolnym kolegą, który również na rowerze gnał z przeciwnej strony. Obudziłem się w szpitalu, gdzie okazało się, że miałem zmiażdżoną szczękę, powybijane zęby i ogólnie byłem potwornie potłuczony. Potem nastąpiło chirurgiczne łatanie.

Szczękę zrekonstruowano mi przy pomocy metalowych płytek, zęby osadzono na wkrętach i jakoś się wygoiłem. Od tego wypadku rozpoczęła się moja wieloletnia tortura, potworny ból w plecach. Chodziłem od lekarza do specjalisty. To diagnozowanie i konsultowanie zajęło dobrych parę lat, a ja cierpiałem.

W końcu jeden z chirurgów ortopedów po obejrzeniu moich kolejnych prześwietleń orzekł, że mam jakiś rozszczep w dolnej części kręgosłupa. Ten lekarz wysłał mnie do kolegi, który zajmował się podobnymi przypadkami, i on zaproponował mi działanie operacyjne.Skończyłem właśnie dwudziestkę, a czułem się jak staruszek z przetrąconymi krzyżami, więc zgodziłem się. Podczas zabiegu wkręcono mi cztery dość długie śruby uzupełnione dodatkowymi złączkami, które miały ustabilizować ten mój obolały kręgosłup i doprowadzić do jego wygojenia. Z tymi metalami miałem chodzić osiemnaście miesięcy, a po ich wyciągnięciu powinienem wrócić do zdrowia. Nic takiego jednak nie nastąpiło.

Problem pozostał, a nawet się zwiększył. Z tygodnia na tydzień, z roku na rok, było coraz gorzej, plecy bolały jak diabli. Właściwie przestałem być samowystarczalny, miałem wrażenie, iż wzdłuż mojego kręgosłupa ktoś powbijał tępe noże. Ból dobijał mnie cały czas, nie mogłem swobodnie umyć twarzy, schylić się, o normalnym chodzeniu nie było mowy. Nie mogłem czytać w pozycji wyprostowanej dłużej niż pięć minut, kilka minut wytrzymywałem, siedząc przed telewizorem. Zostałem ojcem uroczej dziewczynki, ale o podniesieniu niemowlaka mogłem tylko pomarzyć. I tak ta moja gehenna wlokła się latami, a z upływem czasu cierpienie zwiększało się. Nie mogłem nawet kichnąć, bo to powodowało powalający paroksyzm bólu. Lekarze rozłożyli ręce. Jedynym ich zaleceniem był silny, narkotyczny środek przeciwbólowy "Methadon".

Brałem go przez ostatnie pięć lat, zaczynając od dawki 30 mg, stopniowo dochodząc do 140 mg! Taką ilość piłem codziennie, gdyż inaczej nie mógłbym ani jeść, ani spać, gdyż uporczywy ból blokował apetyt, odbierał sen i wciąż blokował sprawne poruszanie się. Dodatkowo na przestrzeni ostatnich dwóch lat zacząłem odczuwać coś w rodzaju postępującego paraliżu nóg. Coraz trudniej było nimi władać, bardziej wlokłem się i zataczałem niż chodziłem, a na dobitkę zaczęły boleć mnie obie stopy. Całe moje życie rozsypywało się. Byłem w głębokiej depresjii nie dostrzegałem sensu dalszego istnienia.

I wtedy moja mama przeczytała w gazecie artykuł o panu Wiesławie Jarosławskim i uzdrowieniach, jakie powodował. Był tak interesujący, że natychmiast zapisała mnie na wizytę. Pamiętam, że działo się to w sierpniu 2007 r. Rozpocząłem długie rajdy do jego lecznicy w Toronto, ale było warto! Już po pierwszej sesji terapeutycznej nastąpiła poprawa, odczułem wyraźną ulgę, lecz tak naprawdę połapałem się po powrocie do domu, gdy uświadomiłem sobie, iż prowadziłem samochód ponad 300 km bez chwili przerwy, co wcześniej było dla mnie niewykonalne.

Potem, wręcz regularnie, z każdą wizytą ból zmniejszał się, a mnie wracały siły. Odżyłem też psychicznie, wróciła nadzieja na wyleczenie. Po drugiej wizycie, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, wyspałem się cudownie, przewracając swobodnie z boku na bok, i miałem piękne kolorowe sny. Do pana Jarosławskiego przyjeżdżam już ponad rok. Na początku dwa razy w tygodniu, stopniowo redukując ilość tych cudownych energoterapii do spotkań w dwu-trzy tygodniowych cyklach.

W stanie mojego zdrowia nastąpiła ogromna, wręcz niewiarygodna poprawa. Ból przeszywający plecy przez blisko dwadzieścia lat ustąpił, nogi wróciły do pełnej sprawności. Nie biorę leków, apetyt mam doskonały, ale nie tyję, bo przemiana materii unormowała się. Moja rozsypana psychika scaliła się... uśmiecham się do życia rano i tak samo przed snem. Wyzdrowiałem, nareszcie czuję się świetnie i za wszystko; pański optymizm, wiarę w końcowy sukces i tę niesamowitą dobroczynną energię, którą mnie pan obdarował...Przeogromnie dziękuję;

Mariusz B.
North Bay, 29.11.2008.