Dolegliwości: Guz wewnątrz macicy.

...Jestem młodą 25-letnią kobietą - kilka miesięcy temu odbywałam tradycyjne badania kontrolne u mojego doktora rodzinnego. Wtedy to podczas ucisku na powłoki brzuszne poczułam lekki ból. Ta reakcja spowodowała skierowanie na test USG (ultradźwięki), aby przekonać się czy wszystko jest w porządku.

Niestety nie było. Rezultaty wykazały istnienie wyraźnego guza wewnątrz mojej macicy – rodzaj tej narośli był nieznany, wstępnie określono ją jako cystę lub zwłóknienie. Jednocześnie lekarz zalecił wykonanie innych testów, aby uzyskać odpowiedź na pytanie: co właściwie mnie zaatakowało i jakie powinny być kolejne kroki? Tego samego dnia mama zamówiła dla mnie wizytę u pana Jarosławskiego. A ja już po pierwszym spotkaniu zdecydowałam, że chcę utrzymać ten rodzaj energetycznej terapii i od razu zapisałam się na następny dzień.

W kolejnym tygodniu organizowałam terminy wyznaczonych badań, ale tak by zostawić więcej czasu dla sesji bioenergoterapeutycznych i przekonać się jaki będzie ich efekt. Za wszelka cenę pragnęłam bowiem uniknąć groźby operacji, która wisiała nade mną.

Podczas drugiej wizyty zaczęłam bardzo klarownie odczuwać przepływ energii. Mówiąc obrazowo – czułam jakby mój żołądek „płonął”. I takie odczucia przepływu płomiennej energii towarzyszyły mi podczas wszystkich wizyt u pana Wiesława. Łącznie było ich sześć. Wreszcie nadszedł czas moich ultradźwiękowych testów. Technikiem, który je wykonywał była ta sama pani, która sprawdzała mnie pierwszy raz. Wiedziała zatem czego szukać, ale dla pewności spojrzała na wynik tamtego badania, a potem dokładnie ustawiła aparaturę, tak aby dokonać głębokich, precyzyjnych zbliżeń na guz w mojej macicy.

Następnego dnia zatelefonował mój doktor rodzinny i powiedział, abym zaraz do niego przyszła, bo musi ze mną porozmawiać. Natychmiast opadły mnie najgorsze myśli, bo przecież wiadomo: „brak wieści to dobre wieści”. Zebrałam jednak siły i powędrowałam do niego, jednak definitywnie nie byłam przygotowana na to, co usłyszałam. Wszystkie testy ultrasonograficzne nie wykazały nawet śladu guza. Niczego złego, ani groźnego nie wykryto! O mało nie spadłam z krzesła, gdy te wieści dotarły do mojej świadomości.

Natychmiast też zatelefonowałam do rodziców, aby podzielić się moją radością. To było dla nas trudne do zrozumienia, że mój groźny problem, w tak krótkim czasie, po prostu zniknął, ale zarazem była to najwspanialsza wiadomość jaką mogłam otrzymać. I wszystko to zawdzięczam energoterapii wykonywanej przez pana Jarosławskiego. Postanowiłam też, mimo że moja kuracja jest zakończona, odwiedzać jego klinikę raz na parę miesięcy, tak by czuć się bezpiecznie i mieć pewność, że nic złego już się nie powtórzy. Jest mi trudno określić jak głęboko jestem wdzięczna. Ale to uczucie zachowam z pewnością na zawsze.

DZIĘKUJĘ;
Monika S.
Hamilton, Ontario,05.02.2010