Dolegliwości: Ból kręgosłupa, ostry ból w udach i drętwienie kończyn poprzez okres 2-3 lat, tabletki morfiny na ból (nawet 6-7 dziennie!).

...Mój problem ujawnił się jakieś 7-8 lat temu. Rozpoczęło się od bólów w kręgosłupie. W dzień było jako tako, ale każdej nocy przechodziły one przez cały kręgosłup i nie mogłem spać. Zacząłem badania – prześwietlenia kręgosłupa, nerek, płuc – wszystkiego co tylko dało się prześwietlić. Wyniki testów nie wykazały niczego. Na podstawie badań byłem zdrowy, ale dolegliwości bez przerwy trwały.

Dostawałem tylko rozluźniające tabletki, bo lekarz domowy twierdził, że mogą to być spięte mięśnie, a efektu pozytywnego wciąż nie było. Stopniowo doszły do tego bóle w nogach, głównie kłujący ból w udach i drętwienie kończyn. To dobijało mnie przez kolejne 2-3 lata. Można to porównać do rodzaju bolesnych kurczów, ból narastał i promieniował w formie upiornego kłucia od ud, poprzez pośladki, aż do nerek. To było wprost nie do wytrzymania i coraz częściej nie mogłem chodzić do pracy. Stawałem się inwalidą, choć mam dopiero 33 lata.

Od nowa zaczął się cykl prześwietleń, bez wykazania czegokolwiek i jedyny lek – tabletki przeciwbólowe. Lekarz domowy rozłożył ręce, nie był w stanie postawić diagnozy. Ponieważ ból był nie do wytrzymania, zaoferowano mi morfinę. Faszerowałem się nią od rana do wieczora. Tak, aby jakoś przeżyć dzień, dotrzeć do pracy i zarobić na utrzymanie. Przez pół roku łykałem tabletki morfiny, dochodząc do 6-7 sztuk dziennie! Mimo to coraz częściej zdarzały się chwile, gdy wracałem do domu i nie mogłem wysiąść z samochodu, by jakoś dowlec się do łóżka, czy raczej fotela, w którym obłożony poduszkami spędzałem noce. Ból obezwładniał i łzy coraz częściej kręciły się w oczach.

Brałem coraz większe dawki morfiny. Budzenie poranne, a raczej wyrywanie z udręczonego bólem letargu, odbywałem z budzikiem ustawionym na pół godziny wcześniej. Połykałem wtedy świeżą tabletkę morfiny i po trzydziestu minutach mogłem dopełznąć jakoś do łazienki i rozpocząć kolejny wypełniony męczarniami dzień. Coraz częstsze i dłuższe przerwy w pracy rujnowały budżet rodzinny. Wtedy w "Gońcu" przeczytałem artykuł o panu Wiesławie i postanowiłem do niego pójść. Był wrzesień 2005 roku.

Pierwsza wizyta była w czwartek wieczorem, tego nie zapomnę do końca życia! Nie pamiętam zbyt dobrze odczuć z tej terapii, ale efekt był taki, że następnego dnia wstałem jak nowo narodzony i pomaszerowałem do pracy. Pierwszy raz od pół roku bez tabletki morfiny!!! Czułem jeszcze lekki ból, ale on już nie obezwładniał. Tak też było przez piątek. W kolejny dzień, sobotę, powtórzyłem sesję terapeutyczną u pana Wiesława. Po tym spotkaniu ból zniknął zupełnie i mogłem w podskokach wracać domu!!!!!

Po tylu latach cierpień wreszcie było mi dane wyspać się w normalnej pozycji, a z upływem czasu mogę z całą pewnością stwierdzić, że stałem się okazem zdrowia, gdyż minął już ponad rok od wejścia do gabinetu pana Wiesława i wciąż nic mi nie doskwiera. Teraz już tylko tak, na wszelki wypadek, odwiedzam go co parę miesięcy, aby nadal czuć się świetnie. Niech radość moja i mojej rodziny będzie dla Pana formą podziękowania za takie, wręcz niesamowite wyleczenie.

Dziękuję z całego serca:
Jacek M.
Brampton, 07.10.2006