Dolegliwości: Guz piersi, długotrwały ból po biopsji, żylaki na obu nogach powodujące okresowa niemożność chodzenia poprzez okres 5 lat.

....SWrzesień 2005 r., to dla mnie miesiąc, który zanotowany został w mojej pamięci na zawsze, gdyż wtedy dowiedziałam się, że mam guza lewej piersi, i to dużego, bo wielkości mniej więcej połowy banana, a jedynym ratunkiem jest operacja. Oniemiałam i po prostu nie wiedziałam, co mam zrobić ze swoimi myślami.

Na moje szczęście, dowiedziałam się, że za tydzień ma przyjechać do Windsor bioterapeuta, pan Wiesław Jarosławski. Bez namysłu zdecydowałam się pójść na wizytę, a przyjęcie zapewniły mi nasze kochane siostry urszulanki, gdyż nie miałam uzgodnionego wcześniej terminu i w efekcie ich działania pan Wiesław przyjął mnie już późnym wieczorem. Wierzyłam i czułam, że wszystko układało się tak, by doprowadzić mnie do takiego właśnie terapeuty. i rzeczywiście, zaraz po pierwszej wizycie odczułam poprawę zarówno fizyczną jak i psychiczną. Między wrześniem a październikiem moja rodzinna doktor zadzwoniła do mnie, że już dostałam lekarza, który ma mnie operować, ale wcześniej trzeba powtórzyć mamogram i ultrasound piersi. Wszystko było tak szybko załatwiane, iż po prostu myślałam, że użycie noża jest niezbędne.

Tydzień później, już po zrobieniu tych badań, zgłosiłam się do chirurga. Miał u siebie pierwsze oraz drugie wyniki (robione już po wizycie u pana Wiesława) i początkowo zaczął mi tłumaczyć, że konieczne będzie wykonanie biopsji, bo musi mieć pewność, czy jest to guz złośliwy, czy nie? W pewnej chwili zatrzymał się i powiedział zdziwiony, iż drugie badanie różni się od pierwszego zasadniczo, bo ten duży guz rozpadł się na wiele drobnych grudek, które nie powinny być dla mnie groźne. Mimo to skierował mnie do szpitala na pobranie wycinka. Przedtem jednak odbyłam drugą sesję energoterapii u pana Jarosławskiego. Po tym spotkaniu poczułam się znacznie pewniej, nic mnie nie bolało i miałam uczucie, jakbym zgubiła jakiś ciężar. Aha, moim dodatkowym problemem były żylaki obu nóg, na które operowano mnie, bez większych efektów, a potem pięciokrotnie próbowano likwidować je przy pomocy zastrzyków. Było jednak coraz gorzej, nogi bardzo mnie bolały i okresami nie mogłam chodzić. Ta tortura ustąpiła całkowicie, poczułam się normalnie, a koleżanki w pracy dziwią się, że nagle przestałam narzekać na stały ból tych moich nieszczęsnych kończyn.

Pamiętam dobrze datę 13 grudnia 2005, bo idąc do szpitala na biopsję, cały czas zastanawiałam się, jak by się od niej wymigać. Nic nie wymyśliłam i przygnębiona poddałam się wstępnym badaniom. Trwały one ponad dwie godziny i okropnie mnie wymęczyły. Pielęgniarka powtarzała mamogram prawie godzinę. Zdziwiona wciąż porównywała filmy z tymi tak różniącymi się od siebie wynikami i dokładnie sprawdzała okolice zaatakowanej guzem piersi. Wreszcie zawiadomiła lekarza, że nie znajduje u mnie niczego złego. Wezwany przez nią specjalista też nie dopatrzył się groźnych zmian.

Wykończona nerwowo, jednak z radością wybiegłam, gdyż uniknęłam groźby amputacji piersi. Dzięki panu Wiesławowi i jego uzdrawiającej mocy spędziłam radośnie święta Bożego Narodzenia. Ten nastrój towarzyszył mi do 10 stycznia, gdyż wtedy jeszcze raz zatelefonowano do mnie ze szpitala, że powtórny raz przepatrywali moje zdjęcia i zobaczyli grudkę pod pachą. Wezwali mnie więc, by jednak zrobić biopsję w tym miejscu. Czułam się doskonale, niczego złego nie stwierdzałam ani wyczuwałam, jednak oni uparli się i w końcu poddałam się. To było bardzo bolesne wkłucie, po którym przez cały miesiąc czułam głęboki ból w całej lewej piersi.

Po tym pełnym męki okresie znów zawitałam do pana Jarosławskiego. Ulga była natychmiastowa, a na drugi dzień po wizycie ból ustąpił całkowicie. Ze szpitala zawiadomili, że kolejną wizytę przełożyli mi na maj i wtedy będą znowu powtarzać badania.

Pracuję od 14 lat w dużej pralni chemicznej. Z naszej załogi jestem już trzecią kobietą, u której stwierdzono guza piersi. Tamte dwie moje koleżanki poszły na operacje. To już ponad rok. Kontaktuję się z nimi, wciąż są bez siły i nie mogą wrócić do pracy. Być może też obawiają się środowiska, w którym uprzednio były. Nie jest przyjemnie pracować w chemicznych smrodach, ale mam już ponad 50 lat, a mój angielski jest kiepski. Kto weźmie do pracy takiego emigranta? Rozmawiam jednak z ludźmi, nawet w tym moim ubogim języku, i znając ich bolączki, polecam jak umiem wizyty u pana Jarosławskiego. Już kilka osób zdecydowało się i wszyscy są bardzo zadowoleni.

Moja wdzięczność jest też szczera i wielka. Dzięki niemu uniknęłam okropnego okaleczenia, a moje obolałe od 5 lat nogi wróciły do normy.

BogumilaM.
Windsor,18.04.2006