Dolegliwości: Ciężkie schorzenie nerek – Focal Segmental Glamerosis Syndrome (FSGS)- u ponad rocznej dziewczynki. Zakwalifikowana do przeszczepu nerek.

To dla mnie wielka przyjemność, że teraz już spokojnie i z perspektywy czasu mogę opisać wydarzenia związane z chorobą mojej córeczki Rachel - która pierwszy raz zobaczyła Pana Wiesława Jarosławskiego, kiedy miała dwa latka.

Jej problem rozpoczął się w roku 2007, kiedy Rachel, wtedy półtoraroczne dziewczynka, została zdiagnozowana z rzadkim schorzeniem nerek, nazwanym Focal Segmental Glumerosis Syndrome (FSGS). Zostaliśmy wtedy powiadomieni przez specjalistów zajmujących się chorymi dziećmi, że będzie potrzebować przeszczepu nerek zanim ukończy 3 lata. Te organy były bowiem u niej w fatalnym stanie, prawie całe w „dziurach”, które powoduje ten FSGS. Przeprowadzona biopsja wykazała, że 80% ich substancji było do niczego. Na dodatek córeczka była cała pokryta plamami i egzemą, tworzącą się jako skutek uboczny lekarstw, którymi była faszerowana. Cały jej system immunologiczny był zaburzony. Jak rok długi, wciąż chorowała - grypy, zaziębienia, uczulenia…tak to się ciągnęło.

Ale jakoś tak niedługo po otrzymania tej fatalnej diagnozy, moja teściowa trafiła ze swoimi problemami zdrowotnymi do gabinetu pana Jarosławskiego. Słyszała wcześniej o jego możliwościach analizowania zdrowia osób znajdujących się nawet w bardzo dużych odległościach od niego, więc zapytała - czy mógłby coś powiedzieć na temat mojej córki. Bioterapeuta przez chwilę skupił się i powiedział, że mała ma bardo poważny kłopot z nerkami. Nie pytał wcześniej o jej imię, nie potrzebował zdjęcia - wystarczyło tylko anonimowe zapytanie i po chwili jej problem został prawidłowo określony.

Byłam zaskoczona tym, co usłyszałam od teściowej. Dominowała jednak ciekawość, połączona z nadzieją. Podświadomie czułam, że utworzyła się szansa na nieoperacyjną pomoc dla mojego maleństwa. Jak najszybciej umówiłam nas na wizytę i muszę przyznać, że moje nadzieje nie zostały zawiedzione.

Podczas pierwszego spotkania, bioenergoterapeuta, któremu też nic nie powiedziałam o uzyskanych wcześniej informacjach medycznych, z miejsca potwierdził, że Rachel na mocno zablokowane nerki (gorzej było z lewą) i przede wszystkim musi znieść te energetyczne blokady. To umożliwi przywrócenie funkcjonalności tych organów i odetkanie ich „zaworów”, blokowanych przez toksyny, które do nich docierały bezkarnie, bo nie zatrzymywał ich zaburzony system immunologiczny.

Przyjeżdżałam z córeczką do pana Wiesława, raz w miesiącu, przez okres roku – wciąż z lekkim niedowierzaniem obserwując pozytywne zmiany w niej zachodzące. Za każdym razem widziałam go uśmiechniętego, przy każdej sesji sprawdzał Rachel, po czym zapewniał mnie, że nerki są w coraz lepszym stanie i teraz musi bardziej koncentrować się nad energetycznym oczyszczaniem wątroby.

Działalność tych jakże ważnych organów, była coraz sprawniejsza. Nie miałam już żadnych wątpliwości. Dziecko z tygodnia na tydzień wyraźnie zdrowiało. Zniknęły wszelkie egzemy, pokrywające wcześniej ciało. Jej system immunologiczny musiał wrócić do stu procentowej sprawności, bo przez cały ten rok, gdy kontaktowałyśmy się z energoterapeutą, ani razu nie złapała grypy, nawet lekkiego przeziębienia. To wręcz zakrawało na cud.

Ale moje zdziwienie to było nic, w porównaniu z szokiem, który jej postępy wywołały u zdezorientowanych lekarzy prowadzących. Spodziewali się licznych nawrotów choroby i pogorszenia - a tu nic takiego się nie działo. Zamiast kolejnej biopsji, która miała przybliżać małą do planowanego przeszczepu jej lekarz, po zapoznaniu się z rezultatami testów zdecydował, że ewentualną kontrolną biopsję będzie można przeprowadzić, gdy córka ukończy przynajmniej siedem lat.

A upływający czas potwierdza skuteczność energoterapii. Pan Wiesław Jarosławski, jest on wspaniałym, o wielkiej cierpliwości i wrażliwości na cierpienie, niezwykle skutecznym uzdrowicielem.

Reasumując:

Próbowałam korzystać - z Chińskiej Medycyny, Homeopatii, Naturopatii, Chiropraktorów oraz Pediatrów – ale bez wątpienia najlepszym wyborem, którego dokonałam, było przywiezienie Rachel do tego obdarzonego unikatowymi talentami uzdrowicielskimi bioenergoterapeuty. Wyzwolił Rachel od rozlicznych farmaceutyków, których negatywne skutki uboczne były coraz wyraźniejsze, od jakże okropnych kremów sterydowych oraz zmory ciężkiej operacji. Córeczka jest teraz zdrowym, pogodnym, wręcz bardzo radosnym dzieckiem. A ja szukam zdań, jakimi chciałabym wyrazić moją i całej naszej rodziny wdzięczność…

Powiem jednak prosto: DZIĘKUJĘ – a wyrazem mojej matczynej wdzięczności niech będzie ten list i zawarte w nim treści, które może przydadzą się innym mamom szukającym ratunku dla swoich chorych dzieci – powinny wiedzieć, że taka szansa istnieje!

Janet S.
Newmarket, Ontario
25.05.2013