Dolegliwości: Niegojące się rany po cięciu cesarskim, duże stwardnienie po lewej stronie brzucha.

Dzień Dobry Panie Wiesławie!

Mam 31 lat, mieszkam w Bytomiu w Polsce i jestem mamą trójki dzieci. Dwóch synów w wieku 12 i 10 lat, oraz córeczkę urodzoną w lipcu 2006 r. Córkę urodziłam poprzez cesarskie cięcie. Było to w dn. 24 lipca 2006 r. Po pięciu dniach powinnam była wyjść ze szpitala do domu. Niestety w szpitalu pozostałam do dn. 18 sierpnia 2006. Rana po cięciu cesarskim nie goiła się dobrze. Ciągle wyciekały z niej krew z ropą. Założono mi dreny do brzucha.

Powyżej rany po cięciu cesarskim, po lewej stronie brzucha powstało coś w rodzaju ”nacieku”. Było bardzo twarde – jak kamień i rozległe na ok. 10 cm. W szpitalu zalecono mi nagrzewać ten „naciek” poprzez termofor, maści rozgrzewające oraz nagrzewanie lampami. Brałam też czopki, które miały od wewnątrz rozpuścić to stwardnienie. Niestety nie było żadnych skutecznych efektów. Pobrano mi też, do dalszych badań, wycinki z tego „nacieku”, robiąc przy tym kolejną dziurę, z której zaczął wyciekać płyn surowiczy. Wypisano mnie ze szpitala w stanie złym, z niewyleczonymi ranami. W ranie po cięciu cesarskim zrobiła mi się martwica. Po powolnym usuwaniu martwych tkanek i czyszczeniu rany plastrami ACTISORB PLUS oraz maściami POLSEPTOL, po trzech miesiącach od porodu, ta rana wreszcie zaczęła się goić i zarastać. W tym samym czasie ciągle trwały zmagania z tą nową raną na „nacieku”. Tam też powstała martwica. Usuwano mi bardzo dużo martwych tkanek i to tak głęboko, że można było w końcu włożyć do niej mandarynkę.

Czyszczono mi tę „dziurę” maścią IRUXOL, solą 10%, witaminą C, POLSEPTOLEM i rana powoli się oczyszczała, jednak ten twardy „naciek” nadal pod skórą pozostawał. Lekarz sugerował konieczność przeprowadzenia operacji chirurgicznej i wycięcia w całości tego stwardnienia, gdyż wciąż było jak kamień i wcale się nie zmniejszało. Chirurg poinformował mnie, że leczenie bez operacji może potrwać u mnie jeszcze ok. roku, bez gwarancji osiągnięcia sukcesu. Myślałam, że jestem w sytuacji bez wyjścia, więc zgodziłam się na tę propozycję. Ponieważ wcześniej musiałam zorganizować opiekę nad nowo narodzoną córeczką, więc termin tego działania chirurgicznego miał się odbyć za miesiąc, to jest pod koniec października 2006.

Ale gdzieś w połowie października, w pewien późny wieczór, poczułam się bardzo dziwnie. Miałam mocne zawroty głowy, wręcz chwiałam się. Czułam i słyszałam w głowie szum, a zarazem było to jak kołysanie. Nie bolała mnie głowa. Byłam wyspana, wypoczęta, syta i tym bardziej nie rozumiałam, co się ze mną dzieje? Równocześnie z tym dziwnym „oszołomieniem” w głowie, czułam ostry ból w „nacieku”, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczałam. To miejsce nie było bolesne, doskwierał mi tylko stale dyskomfort z powodu noszonych opatrunków.

Teraz ten nagły ból bardzo mnie zaniepokoił i spowodował, że wręcz „zgięłam się wpół”. Czułam się dokładnie tak, jakby mnie ktoś w tym miejscu „przestrzelił” na wylot. Bolała mnie też lewa nerka. Ból był pulsujący, rwący. Nie pomagało leżenie, masowanie pleców – nic. Pojawiło się również pieczenie w „nacieku” i coś w rodzaju szarpania. Ból po chwili sam ustąpił jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Nie pojmowałam, co właściwie się stało, nie zdążyłam pozbierać myśli, kiedy po kilku minutach przeżyłam takie same objawy. Powracały one jeszcze kilka razy, ale najboleśniejsze były dwa pierwsze „ataki”. Stopniowo ból tracił na sile i po około dwóch godzinach takich przeżyć nie działo się już nic.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra i przekazała, że moja mama mieszkająca w Toronto (Etobicoke), była tuż przed rozpoczęciem tych moich szokujących nieco odczuć, w pańskiej tamtejszej klinice a Pan przesyłał mi energię, która miała pomóc w wyzdrowieniu. Byłam jeszcze bardziej oszołomiona, gdyż nic o tym nie wiedziałam i nie miałam pojęcia jak się mam do tego wszystkiego odnieść? Nie potrafiłam też uwierzyć, że na tak dużą odległość jest Pan w stanie przesłać energię, która mnie uzdrowi?! Nie wiedziałam też, czy w ogóle mogę wierzyć w to wszystko? Powracałam jednak do tego, co przeżyłam dzień wcześniej, do dziwnego bólu, który tak nagle się pojawił, do zawrotów głowy i pomyślałam sobie – coś w tym musi być. Przez kilka kolejnych dni doświadczałam często zawrotów głowy oraz bólu w „nacieku” i za każdym razem czułam jakby ten ból przeszywał mnie „na wylot”. Przesyłał mi Pan swoją energię, która powodowała, że z niemożliwego stawało się możliwe. Potwierdzały to obserwacje chirurga, do którego systematycznie chodziłam. To on pierwszy powiedział, że: Coś się zszyło samo – bo oprócz zmiany opatrunków na tej ranie nie było stosowane żadne leczenie.

Lekarz obserwował mnie z uwagą, aż pewnego dnia rzekł: Droga pani, nie wiem o co tu chodzi, ale my tu już nie mamy czego leczyć. Jest już po sprawie. Cały ten nieszczęsny „naciek”, przez miesiące niezmiennie twardy jak kamień i niewzruszony, w przeciągu zaledwie kilkunastu dni rozpuścił się i rana pięknie się goiła. Jak zobaczyłam, że nie wycieka z niej płyn surowiczy popłakałam się ze szczęścia, bo to oznaczało, że pojawiła się warstwa skóry, która zakończyła mój koszmar.

Cokolwiek wtedy czułam to same pozytywne emocje, które chciałam Panu przekazać, bo nagle stało się dla mnie absolutnie jasne, że to Pan mnie wyleczył. Przez wiele przecież długich tygodni, ba miesięcy, dotykałam wciąż mojego brzucha, a on ciągle był taki twardy i chory. Załamywało mnie to. Perspektywa operacji chirurgicznej dopełniała czarę goryczy.

Jednak dobry los zetknął moją Mamę z Panem, a Pana ze mną. Pomógł mi Pan nie tylko w wyleczeniu ciała, ale i duszy, bo znowu zaczęłam wierzyć w ludzi. Dziękuję z całego serca za zaangażowanie i wykorzystanie daru, który Pan ma, aby mnie wyleczyć. Dziękuję w imieniu swoim i rodziny, która razem ze mną przeżywała mój dramat. Nareszcie możemy spać spokojnie. Wyrażam życzenie, aby w Pana ręce trafiały taki osoby jak ja i również mogły przekonać się, że na tak dużą odległość człowiek człowiekowi jest w stanie pomóc. Polecam Pana dobrym myślom i modlitwie.

Z poważaniem;
Monika W-T.
Bytom (Poland), 10 December, 2006.