Dolegliwości: Rak przewodu mlecznego w lewej piersi, bardzo silne krwawienie menstruacyjne i nieregularne cykle miesiączkowe, uszkodzona wątroba.

List ten zaczęłam pisać 15 lutego 2013 roku, aby uporządkować opis dotychczasowych efektów sesji energetycznych, które prowadził ze mną pan Wiesław Jarosławski.

Bezpośrednią przyczyną, która przywiodła mnie do niego było bardzo silne krwawienie menstruacyjne, w maju 2012. Straciłam wtedy ponad 65% mojej krwi i prawie umarłam.

Poprzednie lata zapowiadały to wydarzenie - moje okresy były krwawe, ze skrzepami krwi, pojawiały się też cysty. Ponadto moja lewa pierś była zainfekowana i to już od ponad 30 lat (!). Miałam zaledwie 15 lat, gdy trakt mleczny w mojej lewej piersi został zablokowany i od tego momentu stale mi doskwierała. Ale w listopadzie 2011 zaczęło się już bardzo groźnie – pierś wyraźnie nabrzmiała, a z sutka zaczęła wyciekać krew z ropą, pojawił się też odpychający odór.

Tego feralnego maja 2012 otrzymałam też diagnozę onkologiczną o fatalnym wydźwięku -stwierdzającą, że obecne zmiany w mojej piersi mają charakter rakowy. Krótko brzmiało to tak - rak przewodu mlecznego.

Zaczęłam szukać terapii holistycznych, które pomogły by mi usunąć toksyny z mojej wątroby. Jednak poziom mojej hemoglobiny gwałtownie się obniżał, sięgając wskaźnika 56, podczas gdy zakres bezpieczny to 120 - 160. W tej sytuacji niezbędna była transfuzja krwi. Przeszłam dwa takie zabiegi, jeden po drugim. Jako efekt tych transfuzji pojawiły się dwa skrzepy – w lewym ramieniu i w prawej nodze, poniżej kolana. Wówczas wylądowałam w szpitalu na 10 dni. Tam wstrzykiwano mi heparynę, aby rozcieńczyć krew - co z kolei powodowało zwiększanie krwawienia podczas miesiączek. Było to błędne koło. Wtedy powiedziałam sobie – nigdy więcej szpitali.

Zaczęłam ścieżkę terapii naturalnych – brałam zioła, piłam wodę energetyzowaną. Moja ówczesna terapeutka stwierdziła zatrucie wątroby i przyjmowałam na to różne „suplementy”. Krwawienia miesięczne nieco się polepszyły, ale nadal był to bolesny, krwawy i ciężki czas. Ponadto częstotliwość okresów zwiększyła się do dwóch na miesiąc – a za każdym razem ubywało mi około pół litra krwi.

Byłam coraz słabsza, traciłam możność głębszego oddychania, po przejściu nawet krótkiego dystansu dusiłam się. Wiecznie byłam zmęczona, nie jadłam, więc spadałam zdecydowanie na wadze. W krótkim okresie ubyło mi 7 kilogramów.

Korzystałam z pomocy innego uzdrowiciela energetycznego i to przez ponad rok - ale on, w listopadzie 2012 poddał się, bo już nie osiągaliśmy żadnego postępu.

I wtedy, za pośrednictwem kolegi (11 stycznia 2013) trafiłam do pana Wiesława Jarosławskiego, przywieziona do niego już na wózku inwalidzkim, bo byłam bardzo słaba i na dodatek cała żółta.

Pan Wiesław z uwagą prowadził swoje dłonie wokół mojego ciała i przeprowadzając te swoje energetyczne skanowanie nieomylnie wskazał wszystkie moje bolączki. Powiedział, że kluczem, który rozwiąże moje problemy jest uzdrowienie wątroby. I od tej wizyty wszystko zaczęło się prostować. Już po drugiej sesji moje miesięczne krwawienie zmniejszyło się, co najmniej o połowę i zwiększył się przedział pomiędzy kolejnymi okresami do dziewiętnastu dni.

I nastąpił jeszcze jeden CUD - bo to stało się jakby spontanicznie i cudownie i to już po drugiej wizycie. Zrakowaciała pierś, z którą miałam tyle problemów przez ponad 30 lat (mój obecny wiek to 47), została całkowicie wyleczona i było to jak „pstrykniecie palcem”.

Dopiero później po rozmowach z asystentem pana Wiesława i przeczytaniu strony internetowej terapeuty zrozumiałam, że to nie był cud, tylko już dobrze zbadana jego możliwość poruszania się w obszarze energetycznym, którego matryca jest jakby naszym pierwotnym wzorcem.

A wszelkie zmiany w niej występujące odbijają się kolejno na fizycznych tkankach, z których jesteśmy skonstruowani. Dowiedziałam się, że już nawet istnieją atlasy energetyczne ciała ludzkiego - a pan Jarosławski, dzięki swojemu unikatowemu darowi ma możność wpływania i regulowania tej sfery energetycznej - dzięki czemu może odwrócić następstwa nawet zadawnionych schorzeń i w krótkim czasie przywrócić zdrowie. Mój przypadek w pełni to potwierdził!

Już po trzeciej wizycie wstałam z fotela na kółkach i wyszłam o własnych siłach z budynku medycznego. Pierwszy raz po sześciu miesiącach! Nadal jednak trwała walka o oczyszczenie mojej wątroby i krwi. Pan Wiesław powiedział, że wątroba jest bardzo zniszczona i zablokowana energetycznie, a spowodował to dwudziestoletni okres stosowania przeze mnie środków antykoncepcyjnych. W tej sytuacji potrzebuje nieco więcej czasu i mogą być jeszcze załamania. Postęp był jednak wyraźny.

Opiszę tu jeszcze sytuacje z wizyty u mojego lekarza domowego, która nastąpiła jakieś półtora miesiąca od rozpoczęcia cotygodniowych spotkań bioterapeutycznych. Gdy weszłam do gabinetu mój „rodzinny doctor” poderwał się, podszedł do mnie i przytulił mówiąc, że już nie spodziewał się ujrzeć mnie żywej. Wprost nie mógł uwierzyć, że tak dobrze wyglądam – znów naturalny kolor mojej skóry, dobry poziom energii. Sprawdził dokładnie moją lewą pierś, którą próbował kurować przez 23 lata (prawie połowę mojego dotychczasowego życia) i nie mógł sobie poradzić z problemem. Mogę powiedzieć, że był w prawdziwym szoku stwierdzając jej całkowite wyleczenie. Powiedział - cokolwiek teraz robisz, ten aktualny rodzaj terapii – kontynuuj to, bo efekty zdrowotne są wspaniałe. Wtedy po raz pierwszy opowiedziałam mu o panu Wiesławie i energoterapii. Prosił, abym podała mu kontakt do tego uzdrowiciela, bo chciałby mu przysyłać pacjentów.

Wyczuwanie stanu zdrowia przez bioterapeutę jest wręcz niesamowite. Po trzeciej lub czwartej sesji pan Wiesław spytał o poziom mojej hemoglobiny i zalecił mi jej natychmiastowe sprawdzenie. Nie bardzo miałam na to ochotę, ale on stanowczo napierał.

I wreszcie zgodziłam się. Następnego dnia rano otrzymałam telefon od doktora z „mojej przechodni”, że mam natychmiast stawić się w szpitalu, bo poziom hemoglobiny obniżył się niebezpiecznie (poziom 28), więc muszę jak najszybciej przyjąć transfuzję, bo jeszcze tego samego dnia mogę mieć wylew lub atak serca. Gdyby nie ten nacisk ze strony pan Wiesława nigdy nie zrobiłabym tego testu! Wyjaśnił mi później, że proces energetycznego oczyszczania krwi jest skomplikowany i wymaga czasu - a mój stan był wtedy wręcz krytyczny i nie chciał ryzykować mojego życia. Przy następnym zaś spotkaniu ocenił, że cała moja cyrkulacja wróciła do normy, a stan wątroby jest o co najmniej osiemdziesiąt procent lepszy, niż przed transfuzją, bo wtedy była już prawie obumarła.

I dalej z tygodnia na tydzień było coraz lepiej. Po ponad miesiącu od rozpoczęcia energoterapii byłam już w zupełnie niezłym stanie psycho-fizycznym. Tryskałam energią i humorem. Zaczęłam wielogodzinne spacery - a przecież dopiero co popychano mnie na wózku inwalidzkim. Wróciłam do mojego ulubionego gotowania i zapraszania przyjaciół - ja, która nie mogła udźwignąć szklanki. Wszystko nagle odwróciło się na dobre. Odbyłam kilka samodzielnych i dłuższych podróży pociągiem. Znów cieszyłam się każdą chwilą. Mój apetyt wciąż rośnie i przybywam na wadze – przestałam być takim chudzielcem. Minęło dobrych kolejnych kilka miesięcy i uznałam, że powinnam zamknąć w opisie efekty, które uzyskałem dzięki energoterapii prowadzonej w miarę regularnie przez pana Jarosławskiego (wizyty, co tydzień lub dwa).

Moje zwariowane okresy zaczęły się stabilizować. Coraz częściej bywały normalne – z lekkim przebiegiem i niewielką ilością krwi. Nie odczuwałam juz tej okropnej kłującej bolesności w plecach, biodrach i macicy, która docierała jakby do wnętrza moich kości i obezwładniała. Również skóra na moich nogach, która była bardzo sucha, skłonna do pękań i różnych wyprysków teraz oczyściła się i wygładziła.

Stwierdzam, ze myśli mi się bardzo dobrze. Mam wrażenie, że mój umysł został oczyszczony ze złego balastu – teraz to czysta przyjemność z myślenia. Wszystko odbieram lekko i przyjemnie.

Wróciłam do aktywnego życia zawodowego. Uczę ludzi jak komunikować się. Zaczęłam coś w rodzaju warsztatów – jak znajdować rozwiązania w różnych trudnych sytuacjach. Stwierdziłam, że moja uwaga i koncentracja jest doskonała, nawet przez dłuższy okres czasu. A przecież to wszystko rozjechało się jakieś dziesięć miesięcy temu, gdy krwawiłam, padła moja hemoglobina, miałam kilka transfuzji. Teraz to tylko zła przeszłość.

W czasie tego wielomiesięcznego cyklu terapeutycznego zdarzały się jeszcze cięższe momenty – silniejsze krwawienia, sporadyczny ból – te dołki, o których mnie pan Wiesław uprzedził. On zawsze wiedział, że jest chwilowe pogorszenie i wręcz zmuszał mnie do wykonania testów mojej krwi. Jeżeli znajdowałam się daleko od niego, to wtedy natychmiast telefonowałam, a on przesyłał mi energię na dystans. To też jego unikatowe działanie. Dzięki tej możliwości pomocy wszystko znów wyciszało się – moja krew, hemoglobina, czerwone ciałka, żelazo wracały na zdrowsze poziomy i wszelkie sensacje ustawały.

Mam też zwyczaj codziennego medytowania i zauważyłam, że te moje medytacje weszły w nowe stadium – są głębsze i trwają dłużej. To wskazuje na to, ze mój umysł jest bardziej wyciszony, omijają go gwałtowne, stresujące reakcje. Czuję się szczęśliwa, pojmuję głębiej sens istnienia – wygląda na to, że wszystko stabilizuje się na wyższym, jakby wyrównanym energetycznie poziomie.

Nawet jak powracały jakieś załamania (coraz rzadsze w przebiegu terapii) - to zawsze wychodziłam z gabinetu pana Wiesława odrodzona, bez cienia bólu. Trudno jest mi precyzyjnie wymieniać momenty chwilowych pogorszeń, ale w ciągu kilku miesięcy osiągnęłam niesamowity zdrowotny progres i samej trudno mi uwierzyć, że jeszcze niedawno byłam utrzymywana przy życiu kroplówkami, transfuzjami i zużywałam po 130 tamponów w ciągu ośmiu godzin, by zahamować krwawienie.

Mogłam nareszcie zacząć moje ulubione prace ogrodowe i znów poczuć dotyk przyrody – wyraźny i przejrzysty, jak nigdy dotąd. Śpię doskonale i i wreszcie mogę powiedzieć, że cieszę się pełnią życia – zdrowego życia.

Z poważaniem i ogromnymi podziękowaniami:
Stacey (47 lat)
Guelph, Ontario, November 11, 2013