Dolegliwości: Zakażenie bakterią E.coli

Wszyscy znamy wartość naszego życia. Uważamy również, że jesteśmy panami wszechświata oraz rządzimy tą planetą. W rzeczy samej jest jeszcze wiele innych małych gatunków, które mogłyby ściąć nas z nóg, rzucić wprost na twarz i pozostawić błagających o łaskę. Na przykład, taka maleńka istota jak bakteria E.coli, którą miałam przyjemność, lub raczej nieprzyjemność, poznać bezpośrednio po mojej podróży do Indii. Ona może atakować nasz system w takiej rozciągłości, że nerki cię zawiodą (w moim przypadku nerka, bo mam tylko jedną funkcjonującą nerkę), możesz też doznać anemii, a twój system trawienny zamknie się przed tobą, czy to ci się podoba czy nie - jeżeli ta E.cola nie zostanie schwytana na czas! Oto jak wielką przewagę ma ten mały żywy organizm nad nami, ludźmi.

Był to kwiecień 2014 roku; uroczystości Pierwszej Komunii chrześniaka mojego męża. Zaczęłam wtedy doświadczać dziwnego odczucia ekstremalnego zimna, a zarazem potu i dreszczy. Następnie dostałam wysokiej gorączki. No i dalej huśtawka - zimno i dreszcze i ponownie gorączka. Było to 24 godziny odczuwania polepszenia samopoczucia i agonii na przemian. W końcu skurcze i bóle brzucha stały się nie do zniesienia i zdecydowałem się pójść do szpitala.
W Centrum Zdrowia Aurora szybko wywnioskowali, że winowajcą jest bakteria E.coli. Podawali mi dożylnie dwa różne antybiotyki, które zmieniali co parę godzin, ponieważ te próbowane po prostu nie działały. No i dokładano też humanitarną dawkę morfiny, żeby podołać bólowi. To trwało trzy dni. Lekarze nie mogli znaleźć leku, który mógłby sprostać problemowi z moim wrogiem nabytym z wód Indii. Było zatem oczywiste, że musieliśmy próbować czegoś innego, zanim zatopię się w przepaści stworzonej przez bezradność medycyny nowoczesnej. Proszę nie zrozumieć mnie źle, gdyż wierzę w nią. Jednak tym razem ta medycyna potrzebowała wyższej pomocy! Mój brat zasugerował skonsultowanie się z osobą, która mogłaby mi pomóc.
Ten pan nazywa się Wieslaw Jaroslawski. Jak tylko zgodziłam się brat wybrał numer do Pana Wieslawa. Bioterapeuta chciał rozmawiać ze mną przez telefon. Mój brat, mój mąż i moja teściowa byli wtedy w pokoju szpitalnym ze mną. Pan Wiesław, bardzo swobodnie rozmawiał ze mną o mojej podróży do Indii i o tym jak tam złapałam bakterię E.coli. I wtedy wszyscy odwiedzający mnie mogli zobaczyć jak ja to bardzo odczułam. Nagle morze gorącego potu wręcz zalało mnie. Moja twarz zrobiła się bordowa. Czułam, że to było powodowane przez pana Wiesława. To on przesyłał tę niesamowicie silną energię podczas naszej rozmowy przez telefon. Wiem co teraz powiecie, ale wysłuchajcie mnie do końca! Rozumiem, że trudno jest przyjąć takie opowieści. Jednak to zupełnie inna historia, kiedy tego rzeczywiście doświadczasz, choć też nie pojmujesz jak to możliwe! Czujesz, że coś wspaniale cię owładnęło, może też trochę boisz się, bo to jest jakby zbyt rzeczywiste i jednak zaczynasz wierzyć!

Następnego rana wypisałam się ze szpitala nie wiedząc co powinnam robić i czego spodziewać się w przyszłości. Kiedy przygotowywaliśmy się do pójścia do domu, przyszła pielęgniarka z wiadomością, że wszystkie antybiotyki jakimi mnie karmili nie miały żadnego wpływu na bakterię. Ale jak to możliwe? Nie czułam już bowiem bólu jak poprzednio? Przyznaję, że byłam nieco skonfundowana tym wszystkim.
Tego samego dnia pan Wiesław poprosił, żebym przyjechała z mężem na wizytę do niego - na wieczorną sesję energoterapii. Oddziaływał na mnie dość długo, ale tym razem nie miałam wyraźnych odczuć, ani dodatkowych sensacji. Bioterapeuta przesuwał swoje dłonie w pobliżu mojego brzucha, używał też stożkowatego kryształu. Pamiętam, że rozmawialiśmy o tym jak jego uzdrawiajaca energia została odkryta i jak pomagał ludziom na całym świecie. Szczególnie zapamiętałam jak opowiadał o jednym z jego pacjentów z rakiem, który po sesji z nim doświadczył silnych wymiotów. To utkwiło mi w głowie. Opuściliśmy jego gabinet z nadzieją, ale wtedy nie doznałam jakichś nadzwyczajnych odczuć, jakiejś lewitacji czy czegoś takiego. Wiesz, kiedy nie pojmujesz istoty energoterapii, to zaczynasz spodziewać się, że jakiś scenariusz rodem z filmu Hollywoodzkiego zacznie się rozwijać wokół ciebie! Może pojawi się ognisty krzew, albo nastaną grzmoty i błyskawice. Lecz w moim życiu nie istniała żadna magia! Było spokojnie, cicho i zwyczajnie. Może byliśmy nieco zawiedzeni tym brakiem super odczuć, ale też bardzo zadowoleni.

Tego wieczoru szliśmy do domu i rozmawialiśmy o niesamowitej wiedzy pana Wiesława, o odpowiedniej diecie i zdrowym stylu życia. Mimo, że niektóre jego pomysły były bardzo radykalne, to jednak miały pełny sens! Bioterapeuta nie zalecał mi zresztą czegokolwiek specjalnego i mało mówił o tym czego mogę się spodziewać. Ale wydaje mi się, że wspomniał, iż już nie będę potrzebowała jego pomocy. Byliśmy jednak pełni podziwu. Tego wieczoru oglądaliśmy telewizję, rozmawialiśmy i robiliśmy to co zwykle. Nie wzięłam antybiotyków przepisanych przez Centrum Zdrowia Aurora. Zdecydowałam się wierzyć w pana Wiesława i nie brać tabletek, które i tak by nie pomogły. Tej nocy obudziło mnie okropne uczucie w żołądku. Ledwie zdążyłam dotrzeć do łazienki. Zaczęłam wymiotować. Była ciemna noc. Nie skończyłam torsji, aż nastał jasny poranek i wszyscy w domu obudzili się. Mój mąż strasznie się przestraszył i wziął mnie do szpitala. W izbie przyjęć pogotowia szpitalnego niezwłocznie dano mi Gravol i dożylne leki, w odniesieniu do mojej historii chorobowej. Kiedy siedzieliśmy i czekaliśmy, aż lekarz nas przyjmie, wiele pielęgniarek przychodziło i pobierało różne próbki z mojego ciała oraz płyny fizjologiczne. W końcu, kiedy przestali już mnie dźgać, zostaliśmy wezwani przez doktora. OK! Czekacie na sedno sprawy? No to opowiadam dalej. Lekarz wezwał nas do gabinetu i poprosił, żebyśmy usiedli. Był to bardzo miły, wysoki pan, pochodzenia niemieckiego. Powitał nas uśmiechem. Spojrzał na mnie i powiedział: “Moja droga, nie to, abym mówił, że kłamałaś o tej E.coli, lecz…..testy nie wykazują nic. Ani śladu tej bakterii”. Wstał i wyszedł z pokoju pozostawiając mnie i mojego męża oniemiałymi i sparaliżowanymi z niedowierzania.

Skoro nowoczesna medycyna nie wyjaśniła tego co się wydarzyło, to zapraszam was do zapoznania się z moim wyjaśnieniem. Brzmi ono: Wiesław Jarosławski. Ten człowiek ratuje życia jak nikt inny. Bez jego zdolności i szczodrego serca, zapewne już nie chodziłabym po tym świecie. Jakże mam powiedzieć, dziękuję za ten wspaniały dar, którym jest MOJE ŻYCIE? Dziękuję panie Wiesławie! Mam też nadzieję, że dobrze się wysłowiłam o działaniu tej niesamowitej uzdrawiającej mocy jaką pan posiada!!!

Ewa Z. - Please visit my blog

Toronto, 05.07.2017