Dolegliwości: Ropień na jelicie grubym, przy odbytnicy.

Nie jest łatwo pisać o dolegliwości, która z okrutną bolesnością dopadła mnie jakieś dwa tygodnie temu. Ale przeżyte tortury i przebieg leczenia warte są przelania na papier. Wszystko zaczęło się pojawieniem u mnie wyraźnego bólu w okolicach odbytu. Utworzyła się tam jakaś cysta, stwardnienie czy inne paskudztwo. Na samym zakończeniu jelita grubego, tuż przy odbycie zrobiło się zgrubienie promieniujące bólem. To było coś okropnego, a ból był wprost porażający.

Od doktora rodzinnego trafiłem na oddział Emergency szpitala Trillium w Mississaudze. Tu lekarz dyżurny orzekł, że to jest ropień i bez dodatkowych badań naciął to coś. Szok bólowy prawie mnie sparaliżował, a mój krzyk musiał wystraszyć pacjentów w poczekalni. Na waciku pojawiła się krew, dostałem jakieś maści, ale nawet śladu poprawy nie było – cały czas utrzymywał się ten okropny, jakby naciskający, straszny ból. Każdy krok, lekki wysiłek, nawet kaszlnięcie torturowały mnie tak, że chciałem wyć.

Ta sytuacja kompletnie mnie rozbijała i osłabiała, byłem kompletnie nie do życia – ani pracować, ani wypoczywać. Obrzęk, który miałem w miejscu nacięcia zwiększył się i proporcjonalnie też wzrósł ból, choć sądziłem, że sięgnął już granic możliwości. Od lekarzy nie miałem już więcej żadnego wsparcia, jakiś badań specjalistycznych, nic – zostawiono mnie samemu sobie. I w tej beznadziei trafiłem do pana Wiesława Jarosławskiego, pomogła informacja w gazecie, a wiadomo tonący brzytwy się chwyta, więc zaryzykowałem i jak się okazało była to najszczęśliwsza dla mnie decyzja.

Spotkałem się z bioenergoterapeutą dwa razy pod rząd (piątek i sobota) i już po drugiej wizycie, w drodze powrotnej do domu poczułem wyraźną ulgę. Ból wyciszał się, mówiąc obrazowo jakby ktoś skręcał potencjometr w radiu. Jeżeli chciałbym określić moje cierpienia bólowe w skali 1 do 10 – to przed wizytą zakreśliłbym ósemkę, a zaraz po…no może czwórkę. Mogłem już np. wspinać się po schodach, co uprzednio było niewykonalne.

Przez kolejne cztery dni, z każdym momentem było lepiej i wkrótce nie doświadczałem bólu – a list ten piszę po trzeciej wizycie u pana Jarosławskiego. Czuję się tak dobrze, że chyba zacznę fruwać.

Warto dodać, że po pierwszym spotkaniu z lekarzem, na zlecone tabletki i maści wydałem więcej, niż na cały cykl bioterapeutycznych spotkań, które odbyłem – a zakupione specyfiki wręcz mi zaszkodziły. Po kilku próbach używania tych smarowideł i czopków - wszystko to wyrzuciłem.

No i w zakończeniu pragnę bardzo podziękować temu cudownemu terapeucie, który tak szybko i pewnie wybawił mnie od iście inkwizycyjnych tortur.

Krzysztof S.
Mississauga, 11.05.2012