Dolegliwości: Cysta w okolicach woreczka żółciowego.

...(List napisany przez mamę Patrycję)

Jak byłam w ciąży z moją córeczką Mają, jeszcze podczas jej trwania, wykonano dwa prześwietlenia „ultrasound” płodu– pierwsze w trzecim miesiącu i drugie w szóstym. Oba badania wykazały, że koło woreczka żółciowego małej istoty pojawiła się cysta początkowo wielkości około 5 milimetrów, ale niestety wykazująca tendencje do wzrostu. Potwierdziły to kolejne testy „ultrasound” wykonane w Szpitalu „Trilium” w Mississaudze. Trzeci sprawdzian, w parę godzin po urodzeniu Mai i czwarty, gdy miała już dwa miesiące. Wtedy to cysta osiągnęła już rozmiar 15 milimetrów (1.5 centymetra).

Lekarz pediatra nie był pewny, co to właściwie jest. Stwierdził jedynie, że nie był to rak – ale niebezpieczeństwo przekształcenia w tę złą stronę istniało, więc wypisał Mai skierowanie do specjalisty od tego typu schorzeń w „Sick Children Hospital” w Toronto. Termin tego spotkania był wyznaczony na 28.10.2011.

Na moje szczęście nieco wcześniej, od koleżanki jak od dobrej wróżki, otrzymałam informację i kontakt do bioenergoterapeuty pana Wiesława Jarosławskiego. Zjawiłam się u niego z Mają na początku października 2011 i odbyłam kilka wizyt - i to było jedyne ( energetyczne) leczenie przed specjalistyczną konsultacją.

Rozpoczęto ją już od piątej w życiu dziewczynki sesji „ultra-sound” i była też ona odmienna od poprzednich prześwietleń. Tamte trwały krótko i po jakiś pięciu minutach potwierdzano istnienie tej powiększającej się w brzuszku Mai cysty. Tym razem pani technik pracowała nad Mają ponad pół godziny, po czym wezwała lekarza specjalistę, który spędził nad córeczką kolejne pół godziny – oznajmiając finałowo, że on tu nic złego nie widzi, żadnej cysty ani deformacji. Z rozpędu sprawdził nawet nerki dziecka, które na szczęście pracują bez zarzutu.

Te jego słowa, już w formie pisemnej, dotarły do prowadzącego córeczkę lekarza pediatry, który właściwie nie potrafił ich logicznie skomentować. Motał się wyraźnie i w końcu sformował myśl, że być może te wszystkie poprzednie „ultra-sound” były źle odczytane, co brzmi jak czarny humor – bo wykonywane były przecież w szpitalu o dobrej renomie i wszystkie kolejne cztery sprawdziany potwierdzały istnienie w tym samym miejscu wciąż rosnącej cysty.

Finał jednak, tylko dzięki energoterapii prowadzonej przez pana Wiesława, jest szczęśliwy – a Maja jest zdrowa jak rybka i oby trwało to przez wszystkie kolejne lata jej życia.

A ja ze swojej strony, oprócz szczęśliwej łezki wzruszenia, dołączam serdeczne DZIĘKUJĘ !

Patricia A. (mama obecnie 4 miesięcznej Maji)
Milton, Ontario, 11.11.2011