Dolegliwości: Wieloletnia sztywność i bolesność w obrębie szyi (po wypadku samochodowym). Stały, głośny trzask, pojawiający się podczas podnoszenia głowy.
W wieku 22 lat, czyli cztery lata temu, dokładnie 4 kwietnia 2009, znalazłem się w ciężkim wypadku samochodowym. Auto poszło do kasacji, a ja do szpitala. Po ogólnych oględzinach wypisano mnie do domu. Czegoś jednak nie dopatrzono, bo po trzech miesiącach nagle pojawiła się sztywność w obrębie mojej szyi i nadciągnął ból.
Wróciłem więc do szpitala, gdzie po kolejnych badaniach skierowano mnie na 12 – tygodniową fizjoterapię, która odbywała się dwa razy w tygodniu i niestety zupełnie na mnie nie działała.
Wciąż tkwiłem w objęciach bólu. Odbywało się to zawsze według schematu:
Jeżeli siedziałem normalnie wyprostowany, to po około 30 sekundach czułem już sztywność w obrębie szyi i pojawiała się bolesność. To było takie odczucie na granicy szoku, bo wtedy przy najmniejszej próbie skręcenia, a nawet drgnięcia szyją, atakował mnie porażający ból. Moja obręcz barkowa sztywniała, a głowa opadała w dół. Musiałem z bolesnym wysiłkiem, co pół minuty prostować się i wtedy zawsze słychać było głośny trzask – taki, że straszyłem ludzi znajdujących się obok. Kombinowałem jak to zatrzymać – próbowałem nawet sypiać na podłodze, ale poprawa nie następowała.
Kilkanaście razy docierałem jednak z takimi objawami na odziały Emergency – gdzie zawsze odbywało się to samo: zlecano prześwietlenie, które nic nie wykazywało, więc zaopatrywano mnie w receptę na silny lek przeciwbólowy i odprawiano do domu. Skończyłem więc z tą formą szukania pomocy, bo była bezużyteczna.
Odwiedzałem tylko lekarza domowego, który twierdził, że problem tkwi w napięciu mięśni i w mojej psychice. Zapisał mi leki: „Ativant” (silny antydepresant), a dla zrelaksowania mięśni „Apobenzodiapirini”, ale żaden z tych środków nie był pomocny. Przeciwnie, zwiększały moją agresję. Stawałem się wręcz niebezpieczny dla otoczenia.
Mijało już cztery lata od wypadku, bez żadnych pozytywnych zmian w moim zdrowiu – kiedy moja Mama, od koleżanki w pracy, usłyszała o słynnym bioenergoterapeucie panu Wiesławie Jarosławskim.
I stało się to, co wydawało się niemożliwe. Właśnie skończyłem u niego energetyczną sesję terapeutyczną - siedzę wyprostowany (!) w recepcji i opowiadam całą historię mojego schorzenia asystentowi pana Jarosławskiego, który skrzętnie ją zapisuje.
Mijają kolejne minuty, a w sumie od początku terapii przeszły już pewnie z dwie godziny i mnie wciąż nic nie boli. Szyja jest jak niegdyś, normalna i elastyczna. Mogę kręcić głową, bez żadnych dodatkowych sensacji i wydawania przeraźliwych trzasków.
Tak dobrze jeszcze nigdy, od momentu odezwania się tych upiornych dolegliwości powypadkowych, nie było. Jestem oszołomiony i wręcz zszokowany – ukończyłem może dwudziesto minutową energoterapię u pana Wiesława Jarosławskiego i…WYZDROWIAŁEM !
Nie mam dostatecznej wiedzy, aby to zrozumieć, ale jedno jest pewne – TA TERAPIA DZIAŁA!
Ogromnie wdzięczny:
Samy W. (26 lat)
Mississauga, 21.03.2013
Wszelkie podejrzewane schorzenia lub problemy powinny być zgłoszone niezwłocznie do lekarza medycyny.
Naszym celem jest jedynie dostarczenie ogólnych informacji na temat stanu energetycznego ciała, które mogą mieć wpływ na samopoczucie.
Ta strona nie stanowi poświadczonej medycznej porady czy diagnozy, ani innej z zakresu zawodowej służby zdrowia.
Informacje i opinie wyrażone tutaj są uważane za dokładne i są oparte o najlepszy osąd dostępny autorom.
Czytelnicy, którzy nie skonsultują się z odpowiednimi autorytetami opieki medycznej, przyjmują ryzyko wszelkich obrażeń.
Właściciel tej strony internetowej nie jest odpowiedzialny za błędy czy pominięcia."