Dolegliwości: Przemieszczony dysk w części piersiowej, torturujący ból podczas siedzenia i poruszania się, szczególnie dobijający w czasie jazdy samochodem lub autobusem.

...Elżbieta z odległego Vancouver, krótko ostrzyżona blondynka o sprężystych ruchach i oczach ciekawych świata:
...Muszę to jakoś z siebie wyrzucić i opowiedzieć o odczuciach związanych z terapią u pana Jarosławskiego. Tyle się przecież nacierpiałam, ta moja przeklęta dyskopatia rujnowała mi życie. Każde moje poruszenie hamował niesamowity ból w środkowej części pleców, tak jakby ktoś kroił mnie nożem. Najgorsze były podróże samochodem lub autobusem, kiedy wstrząsy powodowały narastanie jakiejś wewnętrznej wibracji i ból zwiększał się przekraczając wyobrażenie...tej męki nie sposób oddać słowami. Na przykład siedzenie w kinie z wyprostowanymi plecami, mimo oparcia, było też wykluczone i po krótkim czasie ze łzami w oczach musiałam opuszczać salę. Masaże, które próbowałam brać tylko pogarszały sprawę.

Jeden z moich dysków w kręgosłupie wysunął się i powodował tortury. Podobno jakiś nerw był na wierzchu, więc każdy nieostrożny ruch sprawiał, że świat wirował w rytmie bólowych paroksyzmów. Już tego nie wytrzymywałam i sama prosiłam lekarzy o operację.

Ale jakiś tydzień po rozmowie z chirurgiem trafiłam do gabinetu pana Wiesława i nie żałuję ani jednego z tych tysięcy kilometrów, które w drodze do niego musiałam pokonać. Zaraz po pierwszej wizycie dosłownie ścięło mnie z nóg. Rozłożyłam się na jakieś dwie godziny, dosłownie przewracałam się, a w końcu padłam na łóżko i mocno zasnęłam. Lecz po tym „odespaniu” dostałam prawdziwego kopa energii i mogłam wyruszyć w plener...piszę mogłam, choć poprawniej byłoby...musiałam wyruszyć na spacer, aby się jakoś rozładować. Maszerowałam ponad pięć kilometrów, co wcześniej było dla mnie niewykonalne, nogi same mnie niosły.

Dnia następnego powinnam była obudzić się padnięta, zmięta, obolała i ledwie żywa, bo tak działo się dotychczas i to po znacznie krótszych spacerkach, a tymczasem byłam jak nowo narodzona. Dostałam COŚ, jakby suplement nowej świeżo dotlenionej krwi. To wszystko, co było u mnie niezbilansowane zaczęło się układać. Mogłam oddychać pełną piersią, nareszcie bez bólu, poczułam lekkość w płucach i oskrzelach.

Wiedziałam, że cały mój organizm zaczął się odradzać , tak jakby uruchomiony został proces samo leczenia, jakby stworzyło się nowe wnętrze. Nareszcie ten mój, ustabilizowany energetycznie przez pana Wiesława, system wziął się za odnawianie miejsca tej mojej dyskopatii. Byłam przedziwnie lekka, ustąpiły stałe zawroty głowy, zniknął gdzieś cały stres i mogłam świeżo nabytą radością dzielić się z najbliższymi.

Z dnia na dzień jest lepiej, ten wysunięty dysk wraca na swoje miejsce, osadza się i ten uszkodzony odcinek kręgosłupa zdrowieje. Samej jest mi trudno uwierzyć, że tak sprawnie i szybko ten proces zdrowienia postępuje...a jednak to fakt.

Elzbieta S.
Vancouver, 2009.09.19