Dolegliwości: Męczące duszności i brak energii do codziennych działań, suchy upiorny kaszel i uciążliwe blokowanie nosa zdiagnozowane jako astma oskrzelowa, problemy z tarczycą, cysty piersi, wysokie ciśnienie krwi, otwarte rany na obu dłoniach.

...Przepraszam za pewną chaotyczność mojego listu, ale trudno jest mi zapanować nad pozytywnymi emocjami, które wręcz mnie rozsadzają i utrudniają systematyczne pisanie. A tyle dobrych słów chciałabym skierować pod pana adresem. Spróbuję to jakoś poukładać.

Muszę się przyznać, że na pierwsze spotkanie terapeutyczna u pana szłam bez przekonania. Byłam już u wielu zielarzy, energoterapeutów i leczących chińskimi metodami – bez efektu. Jednak opinie związane z nazwiskiem Jarosławski były tak budujące, że zaryzykowałam. Co więcej, ta wizyta jawiła się dla mnie jako ostatnia deska ratunku.

Powodów zdrowotnych miałam wiele: męczące duszności połączone z suchym upiornym kaszlem wciąż potęgowały się. Najgorzej było w nocy, gdy dolegliwości te nie pozwalały mi leżeć, a o śnie to już mowy nie było. Nie lepiej było w ciągu dnia, kiedy nie byłam w stanie normalnie funkcjonować, zaś najmniejszy wysiłek był dla mnie katorgą. Słaniałam się bez sił, a każda czynność kompletnie mnie wyczerpywała. Do tego dochodziła silna niedrożność nosa utrudniająca mi oddychanie.

Po miesięcznej hospitalizacji nie nastąpiła żadna poprawa, wręcz przeciwnie, było jeszcze gorzej. Lekarze stwierdzili, że mam astmę oskrzelową i… wypisali mnie do domu. Do tych moich dolegliwości muszę jeszcze dodać kłopoty z tarczycą, cysty na piersiach, nadciśnienie, no i rany na wewnętrznych stronach dłoni. Wszystko to męczyło mnie od 10 lat. Rokowania lekarzy nie napawały optymizmem. Ciągle słyszałam: choroba chroniczna nie do wyleczenia, raz będzie lepiej, raz gorzej, duszności będą z czasem się nasilały i nie należy spodziewać się poprawy. Byłam przerażona perspektywą dożywotniego przyjmowania lekarstw. Równie źle przedstawiał się problem ran na moich dłoniach. Chodziłam od alergologa do dermatologa, a byli to lekarze z tytułami naukowymi. Wszyscy rozkładali ręce, nie wiedzieli, co mi jest.

W końcu zostałam położona na Oddziale Dermatologii w renomowanej klinice. Miałam robione różne badania i zabiegi. Skrobano chory naskórek wokół otwartych ran, zamrażano mi dłonie, smarowano przeróżnymi maściami, w tym sterydami. Oglądali moje dłonie zwykli lekarze, docenci, profesorowie i całe audytorium studentów. Wszelkie eksperymenty, próby nowych środków farmakologicznych – doustnych i do smarowania zewnętrznego, nie dawały absolutnie żadnego pozytywnego efektu.

Chore miejsca bardzo swędziały, co potęgowało ból. Nakłuwano mi też te biedne dłonie co kilka centymetrów zastrzykami ze środkami, które miały przynieść mi ulgę i spowodować gojenie. Mogę tylko powiedzieć, że przeraźliwie bolały, a ulga, jeżeli nastąpiła, była krótkotrwała. ....Zakazano mi kontaktów z wodą, detergentami i w ogóle z czymkolwiek. Ze względów estetycznych i higienicznych musiałam nosić rękawiczki, bo prawdę mówiąc, te moje dłonie wyglądały wstrętnie.

Kiedy pierwszy raz usiadłam na krześle w pana gabinecie, nie wiem dokładnie, co czułam? Chyba mieszankę niepewności i strachu. Przeprowadzając analizę stanu mojego zdrowia, o nic nie pytając, mówił pan po kolei, co mi jest. Byłam w szoku, dodam jeszcze, iż nie pominął pan niczego.

W czasie seansu stawałam się coraz bardziej spokojna, poczułam lekkość w oddychaniu i miłe odprężenie. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Już po pierwszej wizycie poczułam nieopisaną ulgę, do domu prawie frunęłam. Tak bardzo chciałam pokazać rodzinie, że mogę oddychać jak oni! Już nie dyszę i nie sapię, a następnego dnia posprzątałam całe mieszkanie oraz ugotowałam obiad, i to z radością, nie z cierpieniem.

Następna wizyta, a raczej efekt tej wizyty graniczył dla mnie z cudem. Po tylu latach udręki pan swoimi zdolnościami nareszcie odblokował moje zatoki. Nie wiem, czy dobrze ubiorę w słowa to, co się ze mną działo. Zalała mnie fala gorąca, całe moje ciało wręcz płonęło, a stopy piekły, tak jakbym je trzymała na rozżarzonych węglach. W domu dołączył się jeszcze niesamowity ból zatok. Był już późny wieczór, kiedy poczułam nieodpartą potrzebę wydmuchania nosa – w tym też czasie ropne zbiorniki blokujące moje zatoki otworzyły się i całe to paskudztwo zaczęło wypływać na zewnątrz. Trwało to całą noc (!), ale rano mogłam nareszcie, po raz pierwszy od dziesięciu lat, swobodnie wciągać powietrze nosem i oddychać, jak to się mówi, pełną piersią. To wszystko zdziałała ta niesamowita energia Mistrza Bioterapii Wiesława Jarosławskiego.

Nie omieszkam dodać, że przestałam zażywać tabletki na tarczycę, jak również nie biorę leków rozszerzających oskrzela. Po kolejnych seansach stałam się w pełni sprawną osobą. Jestem pogodna i pełna optymizmu. Dzięki terapeucie o nazwisku Jarosławski codzienność znów stała się piękna.

Nie wiem, jak wyrazić swoją wdzięczność, wciąż nie znajduję pasujących słów, bo dziękuję można użyć przy jakichś drobiazgach, a tu chodzi o sprawy wielkie, dotyczące ludzkiego zdrowia i życia. Moja wdzięczność nie ma granic.

W dalszym ciągu korzystam z dobrodziejstw energetycznej terapii. Rany na moich dłoniach również zabliźniają się. Jest ogromna poprawa. W przyszłym tygodniu mam kolejną energetyczną sesję leczniczą. Oczekuję tej wizyty z niecierpliwością, a póki co, z całego serca życzę Mistrzowi dużo sił i wciąż świeżej energii dla wszystkich nas potrzebujących i cierpiących.

Z szacunkiem:
Ewa M.
Mississauga, 1.05.2008