Dolegliwości: Artur – paraliżujący ból w lewym barku; Wiktoria – stale spierzchnięte i czerwone ręce, pękająca skóra.

...(List napisany przez Mamę Artura i Wiktorii - Małgorzatę L.)


...Synowi, bardzo zresztą sprawnemu narciarskiemu slalomowemu medaliście – z dnia na dzień zaczął narastać ból w lewym barku. Było to tym bardziej dokuczliwe, gdyż Artur jest skrzypkiem, czyli artystą stale używającym lewej ręki przy trzymaniu instrumentu. Po kilku dniach ból był tak silny, że nie mógł ubrać się samodzielnie, a nawet utrzymać w lewej ręce telefonu komórkowego. Udaliśmy się do szpitala „Trillium” w Mississaudze, gdzie orzeczono, że jest to „muscle flu”, czyli najprawdopodobniej wirusowa infekcja mięśniowa i zaaplikowane mu Tylenol. Syn brał ten powszechny środek przeciwbólowy, a ból się nasilał.

Kolejnym krokiem było pięć wizyt u fizjoterapeuty. Po wszystkich tych sesjach – w nich działanie prądem, akupunktura, nagrzewanie i masaż - ból wciąż narastał. Fizjoterapeuta zasugerował wzięcie od lekarza domowego skierowania na rentgen, aby wykluczyć jakieś ewentualne naderwanie, czy pękniecie – nawet dobrze nie wiem czego.

Po tej diagnozie, zamiast na rentgen, polecieliśmy wprost do pana Wiesława Jarosławskiego. Terapeuta przez chwilę obwodził rękami tułów Artura i powiedział, że istnieje silna blokada energetyczna w górnej części kręgosłupa po czym z uśmiechem zabrał się do działania. Emitowana przez niego energia musiała być mocna, bo syn w pewnym momencie był na granicy omdlenia i pan Wiesław musiał na chwilę przerwać energetyczny przekaz. Dalej było już wszystko w porządku.

Potem nastąpiło polecenie, aby Artur podniósł ręce do góry. Patrzyłam oniemiała, jak swobodnie, bez śladu wysiłku i z uśmiechem wykonuje to, co jeszcze kilkanaście minut wcześniej było nie do pomyślenia i nie mogłam powstrzymać łez, które strumykiem płynęły mi po twarzy Mogę powiedzieć, ze efekt uzdrowicielski był prawie natychmiastowy – BÓL ZNIKNĄŁ CAŁKOWICIE I TRWALE. Artur powiedział: „To był cud”, o którym w drodze powrotnej powiadomił, za pomocą SMS-ów, wszystkich swoich kolegów.

Na Uniwersytecie (York Departament of Music), gdzie studiuje altówkę i fortepian – obaj jego profesorowie dali mu wcześniej zakaz dotykania instrumentów przez najbliższe kilka tygodni, aby nie pogorszyć stanu tego obolałego barku. A tu, następnego dnia po wizycie u pana Jarosławskiego, Artur wrócił na Uniwersytet i grał w orkiestrze, a trzy dni później solowy koncert. Syn przed tym swoim koncertem, wrócił jeszcze raz do pana Jarosławskiego – ale wszystko było w porządku.

Wspomnę jeszcze o mojej córce Wiktorii (10–lat), która była w poczekalni, podczas terapii brata. Po zakończeniu sesji z Arturem pan Wiesław wyszedł na chwilę do poczekalni i od razu zauważył spierzchnięte ręce dziecka. Tylko spojrzał na nią i powiedział, że przyczyną jest silna energetyczna blokada wątroby – pozostałość po zażywanych uprzednio antybiotykach. Przez moment skoncentrował się dotykając rejonu wątroby mojego dziecka i dał kilka prostych dietetycznych zaleceń. Już po trzech dniach nastąpił wyraźny postęp, a po tygodniu ręce córeczki wygładziły się pięknie.

A ja wcześniej kombinowałam różne kremy i maści, także środki naturalne jak Propolis i Aloes, a nawet stosowałam Cortizon i nic pozytywnego się nie działo. Ręce Wiktorii wciąż były spierzchnięte i czerwone, skóra popękana tak, że pojawiała się krew. To ratowanie dłoni dziecka trwało kilka lat – a tu, tylko po jednej wizycie u pana Jarosławskiego nastąpiło uzdrowienie!

Nie chcę już mnożyć pochwał – niech fakty mówią same za siebie. Moje dzieci są zdrowe i radosne, tak jak ich Mama, która najszerszym z możliwych uśmiechów dziękuje panu Wiesławowi Jarosławskiemu, za tak skuteczne i szybkie działanie terapeutyczne.

Malgorzata L. (Mama Artura i Wiktorii)
Toronto, 03.03.2012