Dolegliwości: Rozległy zawał serca.

(List napisany przez siostrę Bożeny – Marię Sz.)

….Niełatwo jest ująć w słowa tę burzę uczuć, która mną wciąż miota. Ciągle mam przed oczami zmartwiałą nagle twarz siostry i słyszę słowa lekarzy, które padły potem w szpitalu, a nie niosły one otuchy.

Wszystko zaczęło się pięć tygodni temu, był to piątek i odwoziłam moją siostrę samochodem do domu. Podróż przebiegała spokojnie do momentu, gdy Bożenka nagle (to był moment) zasłabła, tracąc przytomność. Natomiast zatrzymałam się, próbowałam jakoś ją cucić, reanimować, wezwać pomoc. Była wciąż nieprzytomna, koszmar trwał – ambulans zabrał ją w takim stanie do szpitala, a tam okazało się, że dopadł ją masywny zawał serca.

Początkowo próbowano rozszerzyć żyły siostry za pomocą wprowadzonego do środka specjalnego balonika – ale była zbyt słaba i ten zabieg nie doszedł do skutku. Jej szanse przeżycia określono na 50% i wprowadzono w śpiączkę farmakologiczną, a z pomocą specjalnych okładów dodatkowo ją wychłodzono do temperatury 32 stopni. Następnego dnia, w sobotę, kiedy jechałam do niej do szpitala, doznałam czegoś w rodzaju olśnienia. Specjalnie wybrałam to słowo i będę je podkreślać. Nagle zrozumiałam i wiedziałam, że muszę natychmiast skontaktować się z panem Wiesławem Jarosławskim – w jego bowiem mocy i możliwościach energetycznego oddziaływania na odległość była jedyna szansa na szybkie wyzdrowienie dla Bożenki. Ja to po prostu czułam – znałam wcześniej pana Wiesława i miałam możliwość poznania z jego dokumentacji wielu przypadków fascynujących uzdrowień, które powodował nawet jak pacjent był oddalony tysiące kilometrów od niego, więc nie wahałam się już ani chwili.

Skontaktowałam się z domem pana Wiesława i z nim samym. Nie było ani śladu wahania – natychmiast przystąpił do transmitowania energii, docierającej do mojej siostry. Czynił to co parę godzin, przez sobotę, niedzielę i poniedziałek – byłam z nim w częstej łączności telefonicznej informując o każdej zmianie w stanie siostry oraz o bieżących diagnozach i przewidywaniach medycznych. Często rozmawiałam też z jego partnerką panią Jolą, która bardzo podtrzymywała mnie na duchu i nawet wtedy, podczas naszej konwersacji, pan Wiesław skupiał się przekazując tę cudowną energię, która miała obudzić do życia Bożenkę. Dla mnie była to jakby podwójna terapia, ratowania mojej psychiki i życia siostry.

W poniedziałek miało się odbyć najważniejsze i być może decydujące dla życia Bożeny działanie – próba wybudzenia jej ze śpiączki. W ciągu poprzedzającej doby podgrzewano jej ciało, a wkrótce miało się okazać, czy otworzy znów oczy i czy jej mózg będzie sprawnie funkcjonował.

Był poniedziałkowy wieczór, kiedy wprost po pracy popędziłam do szpitala. Gdy weszłam do pokoju z przerażeniem stwierdziłam, że siostry nie ma w łóżku. Opadły mnie najczarniejsze myśli, które wręcz bałam się ubrać w słowa. Dopiero po chwil rozglądając się wokół ujrzałam ją siedzącą na krześle przy oknie i kontemplującą krajobraz. Muszę dodać, że wtedy i ja przez chwilę byłam bliska zawału, a zaraz potem rzuciłam się, aby ją uściskać.

Okazało się, że Bożenka bardzo gładko, bez najmniejszych zaburzeń czy sensacji obudziła się – i od razu była w pełni kontaktowa. Jak nieco później, z pomocą córki, studiowałam jej kartę chorobową, zauważyłyśmy wpis lekarza prowadzącego – o zaskakująco szybkim, wręcz niewytłumaczalnym powrocie organizmu siostry do sprawnego funkcjonowania. Mimo tak szczęśliwego przebiegu terapii lekarze nalegali na wykonanie „by-pass-ów”. Po tygodniu przeniesiono ją na salę ogólną, gdzie czekała na operację. To miało być przeszczepienie żył, pobranych z jej ręki lub nogi. Nie jestem biegła w szczegółach – mogę tylko stwierdzić, że operacja przebiegła gładko, a chirurg powiedział mi potem, że nie musiał sięgać po żyły do kończyn Bożenki, gdyż mógł zastosować jakieś prostsze rozwiązanie.

Potem rekonwalescencja siostry też była błyskawiczna. Dzisiaj, kiedy piszę ten list, mija trzy tygodnie od operacji (pięć tygodni od zawału) i właśnie wybieramy się na wizytę do Pana Wiesława. Bożenka jest jak nowa - porusza się zupełnie samodzielnie, jest sprawna fizycznie i mentalnie i bardzo cieszy się na tę pierwszą poważną przejażdżkę, od momentu tego okropnego zawału. Całość tej pozawałowo-operacyjnej rekonwalescencji jest wręcz książkowa. Bardzo szybka (podkreślam zdziwienie lekarzy), bezinfekcyjna – wręcz do prezentowania studentom medycyny. Wiemy, z absolutną pewnością, jak zasadniczą rolę odegrało tu wsparcie energetyczne ze strony pana Wiesława Jarosławskiego i dlatego chciałabym wraz z siostrą tak bardzo dobitnie wyrazić naszą wdzięczność i z całego serca (uratowanego przecież przez pana Wiesława, więc mogę użyć tego zwrotu) podziękować za okazaną życzliwość i natychmiastowe podjęcie energetycznego dobroczynnego działania – po prostu za ocalenie życia Bożenki.

Z poważaniem;
Maria Sz. (pisząca ten list z pełnym poparciem mojej siostry Bożeny K.)
Kitchener, Ontario, 11.03.2012